Rola studiów w Zakonie

Damian Byrne OP
List do Zakonu (1991)

Drodzy bracia, „kiedy Dominik chciał formować swoich braci jako kaznodziejów, posyłał ich na studia”. Znaczenie studiów jest wątkiem przewijającym się przez cały tekst Konstytucji pierwotnych i wyznaczającym sposób przeżywania obserwancji. „Studia nasze powinny przede wszystkim i bardzo gorliwie zmierzać do tego, byśmy mogli być pożyteczni duszom bliźnich”.

„Prawo dyspensowania” zostaje wprowadzone „zwłaszcza w tym, co wydaje się przeszkadzać w studiach, głoszeniu lub dobru dusz”. Codzienną kapitułę można przesunąć w czasie lub pominąć, „aby nie przeszkadzać w studiach”. Oficjum ma być recytowane „krótko i zwięźle, aby bracia nie tracili pobożności i aby w żaden sposób nie utrudniało to ich studiów”. Magister nowicjatu ma nauczyć tych, którzy są pod jego opieką, „jak powinni być skupieni na studiach”. Otrzymaliśmy to od Dominika. Oryginalność Dominika polega na włączeniu studiów w służbę głoszenia oraz nadaniu im apostolskiego znaczenia i specyfiki.

Studia w pełni ukierunkowane na posługę głoszenia

Studia, które są w pełni ukierunkowane na posługę głoszenia, były istotną częścią planu Dominika dla Zakonu. W swoim Expositio supra Constitutiones Humbert z Romans jasno opisuje dominikańskie podejście do studiów, stwierdzając: „Studiowanie nie jest celem Zakonu, ale jest w najwyższym stopniu konieczne dla tego celu, jakim jest głoszenie i praca dla zbawienia dusz, ponieważ bez studiowania nie możemy wypełnić żadnej z tych rzeczy”. Jest również świadomy niebezpieczeństwa polegającego na tym, że studia mogą stać się celem samym w sobie: „Są tacy, którzy oddają się świętym pismom, ale jeśli ich studiowanie nie odnosi się do głoszonej doktryny, jakiż z niego pożytek?”.

Konstytucje z czasów generała Gilleta (1930) mogły sprawiać wrażenie, że studia są złączone z pierwszymi latami życia dominikańskiego, że są koniecznym wstępem do głoszenia i posługi. Takie podejście naznaczyło całe pokolenia dominikanów. Konstytucje z River Forest (1968) przywróciły wartość studiów i refleksji jako integralnej części naszej zakonnej tradycji, jednak wcześniejszy duch utrzymuje się wśród wielu, którzy postrzegają studia jako coś, co dotyczy jedynie specjalistów lub szczególnego okresu naszego dominikańskiego życia.

Duszpasterstwo i studiowanie

Mówi się, że „musimy wejść w przeszłość, aby zrozumieć teraźniejszość”. W 1221 roku miało miejsce wydarzenie, które studiom w Zakonie nadało dodatkowy wymiar duszpasterski. 4 lutego tegoż roku papież Honoriusz III polecił dominikanów jako spowiedników. Skoncentrowało to uwagę Zakonu na potrzebie przygotowania braci do słuchania spowiedzi i udzielania porad duchowych. Chociaż zakres studiów dominikańskich poszerzył się i objął filozofię (Ratio studiorum, 1259), to jednak powierzenie dominikanom przez Honoriusza III posługi spowiadania wdrożyło Zakon w system edukacji z silnym nastawieniem duszpasterskim.

Trzeba było geniuszu Tomasza z Akwinu, aby zachować na przyszłość podstawowe ukierunkowanie Dominika, a przy tym poszerzyć podstawę edukacji teologicznej w Zakonie przez studiowanie filozofii Arystotelesa, co pozwoliło sformułować intelektualne uzasadnienie dla teologii dobroci stworzenia i odrzucenia dualizmu. W 1265 roku Tomasz zaczął pisać Summę teologii. Brat Leonard Boyle opisuje ówczesne życie studentów i studium w Santa Sabina oraz czas rozpoczęcia prac nad Summą: „Mógł on teraz poszerzyć podstawę ich teologicznej edukacji i wyzwolić się z tradycji praktycznej teologii, która dotychczas naznaczała dominikański system edukacyjny […] Próbował oprzeć regularne nauczanie praktycznej teologii w zakonie dominikańskim na kursie rzeczywiście bardziej teologicznym”. Dominika i Tomasza łączył ten sam ideał. Poświęcenie się Tomasza studiom nie było w żadnej mierze zaniedbaniem głoszenia; realizował ten sam cel co Dominik – zbawienie przez głoszenie, które jest kształtowane przez życie modlitwy, kontemplacji, studia i apostolską wspólnotę.

Studia i wspólnota

Kapituła w Oakland w 1989 roku przypomina nam o głębokim związku między studiami i wspólnotą. „Życie wspólne jest także kontekstem dla naszych studiów. Przede wszystkim dlatego, że nikt nie może mówić o miłości Bożej, jeśli nie odnajduje tej miłości jako wcielonej. Po drugie, nikt nie może być teologiem sam […] Pełna teologia musi być zawsze owocem wspólnotowego wysiłku”. Studia dominikańskie są wspólnotowe. Odpowiedzialność za studia spoczywa przede wszystkim na wspólnocie, tak jak przede wszystkim wspólnota ponosi odpowiedzialność za głoszenie.

W Liście do brata Jana, przypisywanym św. Tomaszowi, na pytanie o to, jak studiować, autor odpowiada, proponując najpierw… sposób życia. Klimat studiów jest bardzo ważny. Autor tego listu zwraca Janowi uwagę na znaczenie milczenia, miejsce modlitwy (aby uczynić w sercu przestrzeń dla Pana), potrzebę powściągania ciekawości oraz pielęgnowania bratniej miłości. Ci, którzy mieszkają w miejscach studiów, dobrze wiedzą, jak ludzkie relacje mogą w studiach pomagać lub je utrudniać. Atmosferze studiów ogromnie pomaga dobry duch wspólnotowy.

Victor White w swoim komentarzu do Listu zwraca uwagę na Secunda Pars Summy teologii, w której Tomasz zastanawia się nad emocjonalnymi problemami studentów i ich szczególną potrzebą rekreacji.

Studenci mają specjalne potrzeby. Potrzebują zachęty. Czyż niektórzy z nas już zapomnieli, jak to jest być młodym i walczyć? Nabywanie prawdziwej wiedzy jest stopniowym, wewnętrznym procesem. Jest stopniowe, ponieważ jesteśmy ludźmi, a nie aniołami. Nikt nie zdobędzie wiedzy za nas. Nie ma drogi na skróty. Potrzebujemy nauczycieli, by nas prowadzili, ale najlepszy nauczyciel nie może nauczyć się za nas.

Młodzi potrzebują atmosfery, która sprzyja refleksji i studiom. Wcale nie jest to najmniej ważny z powodów posiadania własnego studium, magistra i nauczycieli, którzy nami kierują. Kiedy studiujemy gdzie indziej, potrzebny jest rytm życia i towarzyszenie, które stworzą nam warunki do owocnego studiowania. Dla nas studia są obserwancją, która stawia znaczne wymagania. Potrzebny jest wysoki stopień osobistego poświęcenia, dyscypliny i zaangażowania. Nawyk studiowania jest wynikiem osobistego wysiłku i wytrwałości.

Ci, którzy nauczają, mają specjalne potrzeby. Wasza praca wiąże się z intensywnym zaangażowaniem umysłu. Wiadomo, że praca badawcza i krytyczna refleksja nie dają bezpośredniej gratyfikacji ani nie zapewniają uznania. Rezultaty są czasem tak znikome, że wydaje się, iż nie usprawiedliwiają wysiłku. Powołanie akademickie jest rzadkie, a ci, którzy je podejmują, ciągle konfrontują się z pokusą ich porzucenia.

Nie możemy nauczyć studentów wszystkiego, czasem też brakuje wdzięczności. Być może największym darem, jaki możemy im ofiarować, jest wyposażenie ich w narzędzia do krytycznej refleksji. Czy musimy jeszcze raz przypomnieć sobie wezwanie Kapituły Generalnej w Walberbergu? – „Chcielibyśmy powiedzieć braciom tylko jedno: Czytajcie Tomasza; dajcie taką formację naszym studentom, aby byli w stanie czytać tekst Tomasza dla siebie”.

Yves Congar tak opisał pracę naukową i badawczą: „Naukowe studium filozofii i teologii z wszystkimi jego wymogami: skrupulatną dokumentacją, refleksją, publikacją […] – to wszystko jest integralną częścią misji Zakonu. Gdyby kiedyś to zaniedbano, łaska zostałaby udzielona innym […] Jeśli chodzi o nauki biblijne, dziedziny historyczne oraz poznanie źródeł, mamy obecnie takie możliwości, których żaden teolog w pracy badawczej nie może zignorować ani z nich nie korzystać”.

Wymagające powołanie

Naszą dewizą jest prawda. Jeśli myślimy, że to znaczy, iż posiadamy prawdę, jesteśmy arogantami. Jeśli rozumiemy, że jesteśmy pielgrzymami szukającymi prawdy, zaczęliśmy rozumieć nasze powołanie.

Gilbert z Tournai napisał: „Nigdy nie odkryjemy prawdy, jeśli jesteśmy zadowoleni z tego, co już odkryliśmy. Pisarze, którzy nas poprzedzili, nie są naszymi mistrzami, tylko naszymi przewodnikami. Prawda jest otwarta dla każdego. Nigdy nie stała się wyłączną własnością jakiejś pojedynczej osoby”.

W Godzinie Czytań znajdujemy taki komentarz Wincentego z Lerynu: „Czy może się dokonywać jakiś rozwój religii w Kościele Chrystusa? Oczywiście, że może, i to bardzo wielki. Któż zresztą byłby tak nieprzyjazny ludziom i tak wrogi Bogu, aby chciał temu przeszkodzić?”.

Dominikańskie studia są studiowaniem teologii. Jeśli nasze studia są zaangażowane w głoszenie, i co więcej w głoszenie doktrynalne, to muszą być teologiczne. Fakt, że są specyficznie teologiczne, nie oznacza jednak lekceważenia innych obszarów wiedzy. Jeśli są teologiczne, są również interdyscyplinarne.

Pielgrzymi prawdy

Mamy tradycję badań i pracy naukowej. Na ile jesteśmy wierni temu aspektowi naszego powołania? Trzeba powiedzieć, że bardziej pociąga braci zaangażowanie duszpasterskie niż życie poświęcone studiom i badaniom. Jednak Kościół i nasze czasy potrzebują ludzi oddanych studiom i badaniom oraz wypracowaniu filozofii i teologii, które mówią ludziom współczesnym o Bogu. Czy stwarzamy w Zakonie warunki, aby się pojawili, czy ich wspieramy, gdy się pojawią? Jak mało tematów rozpraw doktorskich podejmuje problemy współczesności!

Zwracając się do Kapituły Generalnej w 1983 roku, Jan Paweł II przypomniał nam: „Wy, dominikanie, macie misję głoszenia, że nasz Bóg jest żywy […] Profetyczny charyzmat w waszym Zakonie otrzymał szczególną pieczęć teologii […] Bądźcie wierni tej misji teologii i mądrości w waszym Zakonie, niezależnie od tego, do jakiej formy wypełniania tej misji jesteście wezwani, akademickiej czy duszpasterskiej”.

Owa misja, powierzona nam, nie znaczy, że dominikanin jest bardziej uczony od innych albo że każdy dominikanin musi być specjalistą w filozofii lub teologii; znaczy to jednak, że dążenie do prawdy jest istotną częścią życia każdego dominikanina.

Czy poszukiwanie prawdy ciągle ma sens? Niektórzy mówią, że nie. Słowa i język zostały tak zdewaluowane, że nie oznaczają już tego, co początkowo starały się przekazać. Z drugiej strony zaabsorbowanie subiektywnością sugeruje, że prawdą jest to, „jak się czuję”. Powszechny pluralizm sugeruje, że opinia każdego jest słuszna, a prawda – relatywna. Z jeszcze innej strony, żyjemy w czasie, kiedy społeczeństwo jest tak zajęte próbą rozwiązania naglącego, konkretnego problemu naszych czasów, jakim jest samo przetrwanie, że studiowanie filozofii uważa się za nieistotne. A jednak dążenie do prawdy jest naszym powołaniem. Wierzymy w Boży dar udzielony każdej ludzkiej istocie: zdolność od odkrycia prawdy, życia nią i przekazywania.

Wierność naszej tradycji - uprawianie teologii dzisiaj

Rodzi się pytanie o sposób uprawiania teologii. Kapituła w Oakland przypomniała nam: „Byliśmy najbardziej twórczy teologicznie, gdy mieliśmy odwagę pozwolić na to, żeby problemy, które są dla ludzi ciężarem, stały się dla nas wyzwaniem”. Taki też był Tomasz. W Quæstiones disputatæ Tomasz podejmuje problemy swoich czasów, tak jak obecnie dominikanie muszą podjąć problemy nam współczesne. 

Teologia rozkwitała w Salamance właśnie dlatego, że Vitoria i jego towarzysze podejmowali rzeczywiste pytania swego czasu, docierające do nich od braci w Amerykach, i poświęcili się teologicznej refleksji nad tymi pytaniami. Jest to prawdopodobnie najlepszy przykład współpracy między misjonarzami i nauczycielami.

Jeśli mamy pozostać wierni naszej przeszłości, możemy to zrobić jedynie przez podjęcie problemów teraźniejszości. Nie osiągniemy tego przez przyjęcie postawy obronnej lub triumfalnej ani przez powtarzanie lub imitowanie tego, co napisali nasi bracia, lub też przez niewolniczą interpretację starych tekstów. Studiowanie tradycji z ciekawości jest jałowe; studiowanie jej w sposób obronny lub triumfalny jest szkodliwe. Trzeba studiować ją krytycznie. Czasy, w których żyjemy, oraz odmienne okoliczności wymagają odpowiedzi na pytania współczesności. Wyzwania te zostały sformułowane w czterech priorytetach. Wskazują one na najistotniejsze współczesne wyzwania, a jednocześnie mają głębokie zakorzenienie w naszej tradycji. Najbardziej twórczy naukowy wkład dominikanów w tym wieku jest wynikiem pracy ludzi, którzy podjęli problemy swoich czasów: Lagrange’a, Chenu, Lebreta…

Stawiając nam przed oczyma osiągnięcia Tomasza jako przykład dla naszych czasów, Paweł VI pisał: „Odkrył [on], że nowe rozwiązanie dla relacji między wiarą i rozumem polega na zharmonizowaniu świeckości świata z surowymi wymogami Ewangelii. […] Umiał udowodnić zarówno naukową argumentacją, jak i własnym przykładem naukowego dociekania, że jego nauka jest zgodna z życiem, że całkowita i bezwzględna wierność słowu Bożemu da się pogodzić z postawą jak najbardziej otwartą w stosunku do świata i jego prawdziwych dóbr, a dążenie do odnowy i postępu z usiłowaniem zbudowania gmachu nauki na solidnym fundamencie”.

Papież przypomniał nam również, że Tomasz „śledził na bieżąco wiedzę swoich czasów, zajmując się nowymi problemami, które ona podnosiła, oraz studiując argumenty formułowane przez ludzki rozum zarówno za wiarą, jak i przeciw niej […] Umysł Akwinaty był otwarty na wszystko, co zbliżało do prawdy, bez względu na źródło”.

Papież przestrzega zarazem przez niewolniczym naśladowaniem Tomasza: „Nie wystarczy bowiem podać [jego naukę], dosłownie powtarzając sformułowania, zajmując się tymi samymi problemami i odpowiadając na pytania w utarty sposób […] Nie wątpimy, że Akwinata w dzisiejszych czasach gorliwie usiłowałby badać przyczyny zmian wpływających na człowieka, warunki ich życia, mentalność i zachowanie”.

Wyzwaniem dla nas jest być równie twórczymi. Wierność św. Tomaszowi oznacza teologiczną refleksję nad „kwestiami dyskutowanymi” naszych czasów.

W artykule zatytułowanym El Estudio en la Orden de Predicadores, z którego obficie korzystam w tym liście, brat Felicísimo Martínez pisze: „Aby rzeczywiście w Zakonie trwała nieprzerwanie refleksja teologiczna, pierwszym zadaniem jest pogodzenie misjonarzy i profesorów, działalności duszpasterskiej i intelektualnej, tradycji misyjnej i monastycznej. Istnienie tych dwóch tradycji w dominikańskiej historii nie jest zubożeniem, lecz bogactwem. To przeciwstawianie sobie tych dwóch tradycji byłoby zubożeniem. Rozdzielenie refleksji teologicznej i głoszenia, jest jedną z największych tragedii w historii Zakonu, ponieważ jednocześnie dewaluuje on i teologię, i głoszenie. Podział dominikanów na grupy profesorów i kaznodziejów zuboża ideał studiów i ewangelizacji, ponieważ duszpasterze i ewangelizatorzy będą uważali się za zwolnionych ze studiowania uznawanego za domenę specjalistów i profesjonalistów, a profesorowie będą uważali samych siebie za zwolnionych z pracy duszpasterskiej i ewangelizacji”.

Napięcie między duszpasterstwem a pracą akademicką powinno być twórcze dla obu. Kiedy tak się nie dzieje, wszyscy jesteśmy osłabieni.

Niektóre dylematy dotyczące studiów

W większości prowincji i wikariatów uważa się, że studenci powinni odbyć studia w swoim kraju. Doświadczenie pokazało, że wysyłanie za granicę studentów w trakcie formacji instytucjonalnej miało w wielu wypadkach fatalne konsekwencje. Jednakże mała liczba studentów w niektórych jednostkach sprawia, że nie można utrzymywać dominikańskiego studium. W konsekwencji, studentów trzeba posyłać na studia w inne miejsca. Tam, gdzie liczba studentów jest mała, potrzebują oni towarzyszenia i stymulacji większej liczebnie grupy.

W wielu wypadkach rozwiązaniem jest posłanie studentów do instytucji we własnym kraju – seminarium diecezjalnego lub instytutów założonych przez zakonników. Niektóre z nich są dobre, ale nie zawsze tak bywa.

Tak dalece, jak to jest możliwe, musimy zadbać, aby ich studia przebiegały według modelu zawartego w Ratio studiorum oraz zapewnić zrównoważone wprowadzenie w filozofię i teologię. Uporządkowany przebieg studiów jest dla studentów bardziej wartościowy niż przypadkowa seria niepowiązanych ze sobą kursów. Konstytucje pierwotne opisują formę systemu nauczania opartego na seminariach, zapewniających forum, na którym studenci mogli roztrząsać trudniejsze problemy odnoszące się do ich studiów. Wiele przemawia na korzyść jakiejś formy systemu seminaryjnego, aby umożliwić studentom przyswojenie materiału, który otrzymują podczas wykładów.

W niektórych jednostkach ujawnia się obojętność wobec studiów oraz formacji intelektualnej. Małą wagę przywiązuje się do zdolności akademickich kandydatów starających się o przyjęcie do Zakonu i nie podejmuje dostatecznych wysiłków, aby doprowadzić ich do wymaganego poziomu. Brak nacisku na studiowanie znajduje potem odbicie w obojętności wobec studiów wśród samych studentów.

Opcji na rzecz ubogich nie można przeżywać w opozycji do dominikańskich studiów. Problemem jest to, jak stworzyć studentom odpowiednie warunki formacji i nie zrobić z nich jednocześnie wygodnych przedstawicieli klasy średniej. Niektóre jednostki wyraźnie nie zastanawiają się w dostatecznym stopniu nad rozwiązaniem rzeczywistych problemów, jakie stają przed nimi w dziedzinie edukacji studentów.

Wszystko, co podejmujemy w ramach posługi, będzie zabarwione naszą akademicką formacją. Jeśli mamy być dobrzy w mediach, musimy najpierw być dobrymi teologami; jeśli pracujemy na rzecz sprawiedliwości, podobnie. Mamy przykład pierwszych braci w Ameryce Łacińskiej. Ich powodzenie jako głosicieli było możliwe właśnie dlatego, że uznawano ich za dobrych teologów. Oni sami mieli świadomość własnych ograniczeń i odwoływali się do swych profesorów w Salamance.

Studia a budowanie sprawiedliwego świata

Nasz świat święci tryumf jednego systemu ekonomicznego. Trudno sobie wyobrazić alternatywne rozwiązanie. Pokusą dla naszego pokolenia może być pogodzenie się z cierpieniami i niesprawiedliwościami naszych czasów i rezygnacja z dążeń do lepszego świata. Jednakże my, kaznodzieje, powinniśmy być stróżami nadziei. Bóg obiecał nam wolność dzieci Bożych i będzie wierny swojemu słowu. W San Sisto znajduje się obraz przedstawiający św. Dominika oddającego się studiom. Obok Dominika siedzi pies trzymający pochodnię. W tle inny dominikanin kijem przepędza psa. Napis mówi, że św. Dominik nie przeciwstawiał się diabłu siłą, lecz poprzez studia. Studia przygotowują nas do wypowiadania słowa wyzwalającego. Czynią to, ucząc nas współczucia, pokazując, że Bóg jest obecny nawet w naszym cierpieniu i że tam właśnie mamy uczyć się całej naszej teologii. Studia dają nam intelektualną dyscyplinę, otwierają uszy na słuchanie Boga, który powołuje nas do wolności.

Felicísimo Martínez opisał niegdyś duchowość dominikańską jako mającą „otwarte oczy”, zaś podczas Kapituły Generalnej w Caleruega Chris McVey skomentował to tak: „Dominika wzruszyli do łez i sprowokowali do działania głodujący w Palencji, właściciel gospody w Tuluzie i będące w ciężkim położeniu kobiety z Fanjeaux. Te przypadki nie wystarczają jednak, by wyjaśnić jego łzy. Ich przyczyną była duchowość otwartych oczu, która zauważy wszystko. Prawda jest mottem Zakonu – ma być jednak nie tyle jego obroną (jak powszechnie się uważa), ile sposobem postrzegania. Trzymanie oczu szeroko otwartych, tak by nic nie uszło naszej uwagi, może wyostrzyć wzrok. Nasze studia powinny być nauką autentyczności, która otwiera oczy. Święty Paweł mówi: »Zauważcie to, co jest zresztą oczywiste!« (2 Kor 10, 7)”.

Oglądanie tego, co się dzieje wokół nas, jest bolesne – łatwiej jest mieć serce z kamienia. Wystarczająco często widziałem na własne oczy miejsca, o których chciałbym zapomnieć – oddziały szpitalne w Rwandzie pełne młodych ludzi z amputowanymi kończynami, żebraków na ulicach Kalkuty. Jak można znieść taki ogrom nędzy i cierpienia? Lecz musimy być posłuszni Pawłowemu przykazaniu patrzenia na to, co oczywiste, i musimy widzieć umęczony świat. Książki, które czytamy, muszą skłonić nasze serca do otwarcia się. Franz Kafka napisał w jednym z listów: „Sądzę, że powinniśmy czytać tylko ten rodzaj książek, które nas ranią i przeszywają. […] Potrzebujemy książek, które spadają na nas jak katastrofa – które głęboko nas zasmucają, są jak śmierć kogoś, kogo kochaliśmy bardziej niż samych siebie, jak wygnanie do lasu z dala od kogokolwiek, jak samobójstwo. Książka musi być siekierą dla zamarzniętego wewnątrz nas morza”.

Nie wystarczy jedynie przyglądać się tym miejscom ludzkiego cierpienia z perspektywy turysty zwiedzającego ukrzyżowany świat. One są miejscami, w których powinno się uprawiać teologię. To właśnie na tych kalwariach można spotkać Boga i odkryć nowe słowo nadziei. Pomyślmy, jak wiele wspaniałej teologii powstało w więzieniu, począwszy od Listu św. Pawła do Filipian, przez poezje św. Jana od Krzyża, skończywszy na listach Dietricha Bonhoeffera w hitlerowskim obozie koncentracyjnym. Jesteśmy, jak powiedział św. Jan od Krzyża, niczym delfiny, zanurzające się w ciemne głębie morza, aby wynurzyć się na blask światła. Obóz dla uchodźców w Goma czy łóżko na oddziale onkologicznym mogą być miejscami odkrywania teologii przynoszącej nadzieję.

Boga możemy spotkać nie tylko w sytuacjach krańcowego udręczenia. Vincent de Couesnongle pisał: „Nie ma nadziei bez świeżego powietrza, bez tlenu czy nowej wizji. Nie ma nadziei w dusznej atmosferze”. Od początku nasza teologia była teologią miast i rynków. Święty Dominik wysłał swoich braci do miast, miejsc nowych idei, badań ekonomicznych i rozwoju demokracji. Wysyłał ich także tam, gdzie gromadziła się nowa biedota. Czy mamy odwagę pozwolić problemom nowoczesnego miasta burzyć nasz spokój? Jakim słowem nadziei możemy podzielić się z młodymi ludźmi, stojącymi wobec grożącego im do końca życia braku pracy? Jak można odkryć Boga w cierpieniu samotnej matki czy zaszczutego imigranta? To także są miejsca teologicznej refleksji. Co mamy do powiedzenia światu, który staje się jałowy z powodu zanieczyszczenia? Czy zgodzimy się odpowiedzieć na pytania, które stawiają ludzie młodzi, i wejść na pola minowe takich zagadnień moralnych, jak etyka seksualna? Czy też może wolimy żyć bezpiecznie?

Musimy mieć odwagę dojrzeć to, co się dzieje przed naszymi oczyma. Musimy uwierzyć, że wszędzie tam, gdzie Bóg wydaje się bardzo odległy, gdzie ludzie wystawieni są na pokusę rozpaczy, można uprawiać teologię. Jako dominikanie musimy oczywiście stawiać trzeci wymóg – nasze słowa nadziei tylko wtedy będą miały moc, jeśli będą zakorzenione w poważnym studium słowa Bożego i w analizie współczesnego społeczeństwa. W 1511 roku hiszpański dominikanin Antonio Montesinos w swoim słynnym kazaniu przeciwko wyzyskiwaniu Indian pytał: „Czyż Indianie nie są ludźmi? Czyż nie mają rozumnej duszy? Czy nie macie obowiązku kochać ich jak siebie samych? Czy tego nie rozumiecie? Czy tak trudno to pojąć?”. Montesinos zachęcał swoich współczesnych, by otworzyli oczy i zobaczyli świat inaczej. By widzieć jasno, nie wystarczy samo współczucie. Solidne studia były niezbędne, by zobaczyć fałszywe mity konkwistadorów i to właśnie było źródłem profetycznej postawy Bartłomieja de Las Casas.

Ojciec Chenu zauważył: „Bardzo wiele daje do myślenia spotkanie spekulatywnej doktryny Franciszka de Vitoria, pierwszego wielkiego mistrza prawa międzynarodowego (w momencie, gdy tworzyły się narody poza granicami świętego cesarstwa rzymskiego) i ewangelizmu Bartłomieja de Las Casas. W wypadku Franciszka de Vitoria widać, że w głębi teologa ukrywa się prorok”.

Nie wystarczy oburzać się na niesprawiedliwości tego świata. Nasze słowa tylko wtedy będą miały moc, jeśli będą zakorzenione w poważnej analizie ekonomicznych i politycznych przyczyn tychże niesprawiedliwości. Tak jak św. Antonin zmagał się z problemami nowego porządku ekonomicznego w renesansowej Florencji, tak w wieku XX L.J. Lebret dokonał analizy problemów nowej ekonomii. Jeśli chcemy ustrzec się pokusy łatwych schematów, potrzebujemy braci i sióstr, którzy otrzymają przygotowanie w dziedzinie naukowej, społecznej, politycznej i ekonomicznej analizy.

By budować sprawiedliwe społeczeństwo, nie wystarczy równy podział zasobów. Musimy zbudować społeczeństwo, w którym wszyscy będziemy mogli rozwinąć się jako ludzie. Poprzez triumf konsumpcjonizmu nasz świat zamieniony został w kulturową pustynię. Ubóstwo kulturowe tego powszechnie panującego postrzegania osoby ludzkiej niszczy cały świat, a „gdy nie ma widzenia [proroczego], naród się psuje” (Prz 29, 18). Mamy do czynienia z głodem nie tylko chleba, ale i sensu. Kapituła w Oakland stwierdziła: „Mówienie zgodne z prawdą jest aktem sprawiedliwości” (109). Święty Bazyli Wielki powiada, że jeśli mamy zbędne ubrania, należą się one biednym. Do bogactw, które posiadamy i które nasze ośrodki studiów powinny chronić i nimi się dzielić, należą poezja, opowieści naszych braci, muzyka czy mądrość tradycji. Wszystko to ubogaca nas w budowaniu świata.

Bycie prorokiem nie może być wymówką od studiowania Pisma Świętego. Rozważamy słowo Boga, szukając raczej poznania Jego woli niż dowodów na to, że Bóg jest po naszej stronie. Łatwo jest wykorzystać Pismo Święte jako księgę chwytliwych cytatów, ale studium słowa Bożego to osiąganie wyzwolenia głębszego niż to, jakie sobie możemy wyobrazić. Przez dyscyplinę studiów staramy się uchwycić echo głosu wzywającego nas do niewypowiedzianej wolności Boga samego. Kiedy Lagrange stanął wobec problemów podjętych przez współczesną krytykę historyczną, zacytował słowa św. Hieronima: „Sciens et prudens, manum misi in ignem – świadomie i roztropnie wkładam rękę do ognia”. Wiedząc, że może przynieść mu to ból i cierpienie, włożył rękę do ognia. Zaangażowanie się Lagrange’a we współczesne mu dyscypliny intelektualne było prawdziwą oznaką ufności w to, że słowo Boże na pewno okaże się słowem prawdziwie wyzwalającym i że nie potrzebujemy obawiać się wkroczenia na drogę wątpliwości i pytań. Poddał on słowo Boże wnikliwej analizie, ponieważ całkowicie ufał, że okaże się ono słowem, którego nigdy nie jest się w stanie ujarzmić. Czy ośmielamy się dzielić z nim tę odwagę? Czy mamy odwagę włożyć ręce do ognia, czy też wolimy raczej, by nie zakłócano nam spokoju?

Współpraca

Brakuje nam ludzi wykształconych w dziedzinie filozofii, teologii i w naukach pokrewnych. W niektórych rejonach wspólne planowanie i wymiana kadry pomogłyby załagodzić ten problem. W krajach rozwijających się kwestia ekonomiczna jest jednym z czynników, które taką wymianę utrudniają. Z tego względu został założony fundusz mający wspierać tego rodzaju współpracę i formację.

Niezależnie od tego, czy dana prowincja decyduje się posyłać swoich studentów w inne miejsce na część lub na całość studiów, każda prowincja powinna kształcić specjalistów w dziedzinie filozofii, teologii i w naukach pokrewnych. Nie będzie można wypełniać doktrynalnej misji Zakonu, jeżeli każda jednostka nie dołoży starań, żeby wykształcić ludzi, którzy będą pracowali razem jako zespół w ośrodku studiów, ludzi, którzy są gotowi podjąć pracę na pograniczu nauki.

Tam, gdzie istnieje współpraca między jednostkami, każda jednostka musi skierować kogoś, kto będzie towarzyszył jej studentom we wspólnym ośrodku nauczania czy to jako członek zespołu formacyjnego, czy kadry nauczycielskiej.

Jeśli jesteśmy głosicielami, jesteśmy również studentami. Studiowanie jest zobowiązaniem, które łączy się z byciem bratem kaznodzieją.

Ojciec Damian Byrne OP był generałem Zakonu Kaznodziejskiego w latach 1983-1992. 

Wesprzyj nas!

Zobacz, jak możesz nas wesprzeć i dowiedz się, co dzięki temu zrobimy.

ul. Stolarska 12

31-043 Kraków

[email protected]